Rozglądnęła się po okolicy. Nie była już na statku. Otaczały ją ruiny jakiejś kamiennej konstrukcji, przypominający nieco zniszczony przez czas pałac. Starała się mu przyjrzeć, jednak ilekroć próbowała nie mogła wyostrzyć swojego wzroku. Zupełnie jakby ściany, okna, ozdoby i płachty tworzące owy ceglany pałac ciągle się zmieniały, deformowały i przesuwały. Spojrzała po sobie. Widziała swoje białe futerko przeplatane diamentowymi włoskami i drobne ciałko pozbawione ubioru. Jej palce zakończone były diamentowymi pazurkami, które połyskiwały w poświacie tego miejsca. Zauważyła też, że jej ogon nie był już wykonany z cielistej formy tylko z jednolitego, giętkiego kryształu. Ogon ten lekko falował niczym pęd rośliny pod wpływem morskich prądów. Widziała siebie, postrzegała siebie i rozumiała swój wygląd. Nie mogła jednak poczuć siebie. Nie mogła rozpoznać dotyku własnych łapek, a gdy przesuwała rączką po własnym futrze lub kamiennej posadzce, nie mogła kompletnie poczuć kontaktu mimo iż widziała co robi.
Jej zapatrzenie w samego siebie zostało przerwane przez nagłe pojawienie się kogoś w sali pałacu. Ciężko było powiedzieć czy był on już tam wcześniej, czy może dopiero przed chwilą się zmaterializował sam z siebie, cokolwiek to było dopiero teraz mogła to dostrzec. Wysokiego na ponad 4 metry wysokości, pseudo słoniowatą, pseudo ośmiornicowatom istotę, która siedziała na pokrytym symbolami obelisku, który wyrastał z samego środka sali w której się znajdowali. Jego dolne kończyny były ułożone w siadzie skrzyżowanym, a błoniaste dłonie ułożone jak do medytacji. Liczne oczy istoty zwrócone były w jej kierunku.
- Wtaij dgroa pryłóczijako. Przryko jset spoakytć iCę w tcyh oionlśkczociach. Rozałibś mjoą skourpę węic oto jseetm. Maj jset Kisżąe Hiry. - Istota przemawiała, a jej głos rozbrzmiewał się bardziej w umyśle Crytal niż w jej uszach. Jego słowa plotły się i zniekształcały w niezrozumiały sposób, a on sam utrzymywał z nią kontakt wzrokowy swymi licznymi oczyma. Wykonał też gest dłonią, który można by odebrać jako powitanie. Tuż koło niego był też drugi, znacznie mniejszy obelisk, rozmiarami idealnie pasujący na myszołaczkę. Czuła, że jest zaproszona do niego. Jednak nie mogła normalnie się ruszać. Jej nogi nie pracowały tak jakby chciała. Zamiast przesuwać się z kroku na krok przy wspomocy grawitacji, musiała intensywnie pomyśleć o tym by się przesunąć, a wtedy tak też się stawało. Tak samo było z poruszaniem dłońmi, a nawet z mową. Musiała skupić swoje myśli w konkretny cel by się one zdarzyły. Było to o tyle łatwiejsze, że jej koncentracja była teraz na wysokim poziomie. Co za dziwne miejsce...

Valhir podniósł się nieco z desek by przyjrzeć się temu co właśnie zaszło, jednak zarówno on jak i wielu innych Krysning zostało powalonych od gwałtownej eksplozji magicznej jaka została wyemitowana z miejsca gdzie stała wspomniana wyżej dwójka. Fala wstrząsnęła całym pokładem, nie rozumiejąc do końca co się dzieję i dlaczego. Ale V'shiss widział i wcale nie podobało mu się to co zobaczył.
Wpływ chaotycznego eteru, które wcześniej drżało po okolicy sprowokowane energią rytuału, miało faktycznie swoje źródło w dziwnej istocie, która "zajęła" miejsce Crystal. Stało podburzone, przestraszone, wściekłe, a z Aury istoty wystrzeliwały niewidoczne gołym okiem promienie oraz pasma niekontrolowanego Eteru o niestabilnych barwach i wibracjach. To samo w sobie wydawało się dość niebezpieczne, jednak to co stało się potem przekroczyło jego wszelkie przypuszczenia. Powalony bowiem Słonik, a dokładniej jego Aura zaczęła rozpuszczać się zupełnie jakby została stworzona z ciekłej, kleistej substancji. Jaszczur obserwował jak czarna niczym smoła Esencja Księcia zaczyna otaczać trzymającego go szczuro-ludzia, a następnie zaczyna zderzać się i kolidować z jej magią. Strugi Eteru ziemi obdarte były przez Eter powietrza, raptowne języki Eteru ognia były duszone Eterem wody i vice wersa. Nastąpiła wielka magiczna kolizja i to właśnie ona wywołała wspomnianą wcześniej eksplozję. Ta eteryczna erupcja spowodowała powstanie niestabilnych wyrw w przestrzenie z których to zaczęły materializować się fizyczne obiekty i istoty, których sam widok zaczął wywoływać w głowie V'shissa atak paniki. Czuć było wypełzającą moc Chaji. Cały ten wszech istotny chaos spowodował pojawienie się...
- DZIWY! - Wykrzyknął z całej siły Kentar wskazując dłonią na dziury w powietrzu z których zaczęły wypełzać zdeformowane istoty. Wyglądały jak latające kulki(o średnicy 1 metra) pokryte w wielu miejscach zębami, mnóstwem pojedynczo rozłożonych oczu i licznymi mackami zakończonymi kolcami. Zaczęły one atakować załogantów łapiąc ich mackami, wbijać w nich swoje kolce oraz zęby, a nawet próbując pochłaniać ich głowy w całości. Istne monstrum.

Valhir widząc nagły chaos i panikę na pokładzie zrzucił z głowy rogatą czaszkę. Wyglądał na zszokowanego, a jego białe futro przecinały liczne ślady krwi. Z trudem wstał na równe nogi widząc jak jego załoga jest stopniowo atakowana przez mackowatych intruzów, nie mogąc zrozumieć co się stało. Czy to przez Rytuał?! Przecież wszystko szło zgodnie z planem! Co uczynił źle!?
Spojrzał w miejsce z którego wychodziły potwory. Pod pół-przeźroczystym kokonem można było dostrzec Księcia i Białe stworzenie. Leżeli oni nieprzytomni, a wnioskując, że wyrwy ułożone były wokół tego kokonu, musiały być jakoś ze sobą powiązane.
Nie było czasu myśleć, trzeba było działać i to szybko!
- Mannskap! Do broni jesteśmy pod atakiem! - Zaryczał potężnie po czym rzucił się na jednego z potworów, który omal nie zjadł głowy jednego z jego załogi. Panika i walka ogarnęła cały statek.
Część osób zaczęła uciekać. Część osób rzuciła się w stronę beczek z bronią i z Kentarem na czele zaczęli siekać, rąbać i dźgać istoty. Te jednak mimo odrąbywanych kończyn dość szybko zaczęły regenerować się z powrotem i tylko niektórym udawało się je efektywnie zabijać(trójząb Kentara efektywnie je rozrywał). Mimo to nie zaprzestawali walczyć, choćby dlatego, że rany spowalniały potwory. Rozległy się także głośne wystrzały z broni palnej, której pociski pochodziły od pokładowego ogniomistrza, hybrydy kozła Elkesta. Mając na sobie pospiesznie założone trzy pasy pełne pokrowców na pistolety skałkowe, zaczął strzelać nad sobą zrzucając z góry dziwy efektywnie je raniąc.
- Ognia! Te skurwysyny nie lubią ognia, spalić je! - Darł się kozioł, a parę osób usłuchało próbując bronić się pochodniami. Niektórzy też chcieli użyć oliwy do atakowania monstrów, jednak te w większości zostały popękane i zniszczone. Co za pech.
Nie wszyscy mieli pod ręką swoją broń, a pochodni było ledwo dla paru osób. Bezbronni zaczęli znikać pod pokładem by dorwać w łapy jakąś broń. Jednym z tych osób był zbrojmistrz Ra'seane, która popędziła na dół jako jedna z pierwszych.
V'shiss zaś teraz stał na drugim końcu statku od kokona, mając przed sobą cały obraz bitwy oraz mordercze latające Dziwy. Część z nich zaczęła też lecieć w kierunku Jaszczura z ewidetnie złowrogimi zamiarami. Eter wokół nich wirował w absolutnym chaosie, formułowanie zaklęć w ich obecności było bardziej ryzykowne niż zazwyczaj
Podsumowując: Na V'shissa lecą teraz 3 Dziwy, a na pokładzie jest teraz około 15 ich, wszyscy walczą przeciw nim. Dziwy wylatują z wyrwy w przestrzeni, która najprawdopodobniej zasilana jest przez kokon. Eter wokół jest niestabilny, przez co ciężej się czaruje, jednak jest to wciąż możliwe. Ciało Crystal jest kompletnie nieprzytomne, jej umysł ugrzązł w Chaji.
Rytuał się nie powiódł, wszelkie jego efekty i błogosławieństwa zostały stracone.