Prolog - 27 carvisa, 693 o.p.d.
Kronikarzom, którzy będą w przyszłości opisywali wydarzenia, które rozpoczęły się 27 carvisa 693 o.p.d. pozostawimy ustalenie, ile osób zginęło przez niemożność ustalenia dokładniej chronologii wydarzeń. Faktem jest, że we wściśniętej między Południową, Starą i Odzyskaną Dzielnicę części Glifu, nazywanej - z powodu smoliście czarnych słupów z poprzednich Cykli - Lasem Obelisków, w godzinach wieczornych pewnego Dnia Zasiewu, zaatakował Czarny Gargulec. Spadł na siedzibę Bladolicych, najpotężniejszego gangu w tej części miasta i zamienił ją w stertę gruzów. Dopiero parę godzin później, gdy rozeszło się co widzieli naoczni świadkowie, Las Obelisków niczym błyskawica - porównanie bardzo na miejscu, jak się miało okazać - obiegła pełna wersja zdarzeń.
Siedemnaście minut przed atakiem Czarnego Gargulca - pani Laona Sidre była pewna tego, siedziała wszak z zegarkiem swego nieżyjącego męża w ręku, wierząc, że poprzez niego jego duch ją ocali - do siedziby Bladolicych wpadły dwie postacie. Niewiele dało się powiedzieć o ewentualnych cechach charakterystycznych, bo od stóp do głów ubrane były w ceramiczne pancerze, jakie znaleźć można było jedynie u elitarnych formacji, takich jak Straż Trybuna, Dziedzictwo Stali czy przyboczna gwardia markiza Thelosa nar Vantero. Zbroje te bez problemu oparły się rewolwerom i strzelbom Bladolicych, a gdy opancerzone postacie sięgnęły po własną broń, zaczęła się rzeź. Uzbrojeni byli bowiem w miotacze Kaniego.
Ta ostatnia wieść zelektryzowała - znów, metafora bardzo na miejscu - mieszkańców. Zapanował chaos. Część osób zaczęła pakować dobytek i próbować opuścić dzielnicę. Niektórym nawet się udało. Inny zaczęli się zbroić, gromadzić w grupy i okopywać. Jeszcze inni chowali się gdzieś z rodzinami. Niektórzy wybrali nawet tunele połączone z Odzyskaną Dzielnicą. Niektórzy z nich nawet przeżyli.
Nie była to przesadzona reakcja, a przynajmniej nie bardzo. W Glifie były pewne granice, których nie należało przekraczać, a nieautoryzowane użycie miotaczy Kaniego było jedną z takich granic.
Na reakcję Trybuna i Pięciu Najwyższych nie trzeba było długo czekać. Cztery głowne ulice prowadzące poza Las Obelisków szybko zostały odcięte. Straż miejska, wspierana przez Straż Trybuna, Dziedzictwo Stali i nawet automatony otoczyły uwięzionych mieszkańców. Wzniesiono barykady, ustawiono działa i nawet stacjonarne miotacze Kaniego.
Z ustawionych megafonów popłynęło ultimatum: "Ten, kto dostarczy nam winnych zamachu i ich miotacze, dostanie dziesięć tysięcy funtów. Jeśli nie stanie się to w ciągu trzech dni..."
Nie dokończyli, a cisza która nastąpiła, gdy przebrzmiały ostatnio słowa sprawiła, że ludzie sami zaczęli sobie dopowidać ciąg dalszy.
- Słyszałem, że czterdzieści lat temu, jakiś zwariowany gostek z Dziedzictwa Stali zabił żonę z miotacza i zaczął się ukrywać! Automatony zaczęły przetrząsać kamienice po kolei, aż został schwytany. Zginęło chyba jedenaście osób!
- Jedenaście? To nic! Ponoć niedługo po odzyskaniu niepodległości grupa byłych żołnierzy użyła swoich miotaczy by napaść na bank Złotego Kolektywu. Dziedzictwo Stali użyło własnych miotaczy Kaniego, tych dupnych, stacjonarnych, by zawalić budynek, w którym się okopali... razem ze wszystkimi mieszkańcami. Prawie sto ofiar!
- Oj, to było lata temu, teraz tak nie działają. Pamiętacie, jak dziewięć lat temu myśleli, że lata po mieście laska z miotaczem? Okazało się, że była tylko zaklinaczką, ale nie wysadzili przecież całej dzielnicy...
- Zamiast tego Straż Miejska i Straż Trybuna przetrząsnęły pół Rybowiska i, niejako przy okazji, aresztowała chyba dwieście osób za sprawy w ogóle nie związane z atakami. Chcesz mieć powtórkę z tego tutaj?
Jedynym pocieszeniem w tym wszystkim, był limit trzech dni wyznaczony przez władze. Las Obelisków miał jeszcze czas.
A potem zaczął atakować Czarny Gargulec. Gdy rozwalił w drzazgi ciąg prowizorycznych ruder, ludzie odetchnęli. Najwyraźniej zlokalizował i unieszkodliwił cel. Ale barykada nie drgnęła.
Sześć godzin później Czarny Gargulec zaatakował znowu.
Pięć godzin i dwadzieścia minut później znowu.
Stało się jasne, że Trybun nie był w stanie namierzyć miotaczy.
Gargulec zaatakował znowu, burząc garbarnię. Ohydny smród barwników, skór i środków do garbowania zmieszał się ze smogiem, opadając na mieszkańców Lasu Obelisków.
28 carvisa, 693 o.p.d.
Godzina 14:00
W końcu, około czternastej 28 carvisa, w karczmie "Wrota Obelisków", której wejście było ustawione właśnie między parą stojących monumentów, zgromadzili się dalieri gangów, znaczące persony Lasu i wszyscy inni, którzy mieli nadzieję jakoś uratować sytuację, a nie tylko siebie. Ach, jaki to byłby łup, gdyby Straż Miejska zrobiła nalot na karczmę! Ale strażnicy byli zajęci pilnowaniem barykad i nie w głowach im było robienie jakichkolwiek obław.
- Wysłałem do moich kolegów z bractwa prośbę, by zorganizowali nadzwyczajne posiedzenie i podjęli uchwałę, że wystosują wniosek do Pięciu Najwyższych... - Janus Carro, emerytowany zegarmistrz, gdy mówił bawił się wisiorkiem z symbolem sekstansu, znakiem przynależności do Bractwa Nawigatorów, grupki bogatych ludzi, którzy mieli nadto wysokie mniemanie o swoich zdolnościach kontroli wydarzeń.
- Co ty kurwa pierdolisz? - warknął Hans Jaffe, dalieri gangu Obrzyganych Meuzów (nikt nie wiedział kim lub czym są Meuzowie). - Posiedzenie? Wniosek? Balt, zagadaj do zwoich ziomków i powiedz im, żeby się odpierdolili z tą blokadą.
Balthazar Yrh, podobnie jak Janus był emerytem, ale na tym kończyły się podobieństwa. Gdy zegarmistrz był nerwowy i wiecznie się trząsł (co chyba było powodem jego przejścia na emeryturę), Balthazar był pełen godności i opanowany. Był emerytowanym kapitanem straży miejskiej, a teraz pełnił rolę kogoś w rodzaju płatnego mediatora między grupami w Lesie Obelisków.
- Zagadam, ale to nic nie da - powiedział, skubiąc bujne bokobrody jedyną pozostałą mu ręką. - Jest tam i Straż Trybuna i Dziedzictwo Stali. Straż Miejska nie ma nic do gadania i ma tańczyć jak im zagrają.
- Kurwa mać, nie pierdol mi, że...
- Przestań się rzucać, bo do niczego nie dojdziemy - odparła Kame y'Vailla, ciemnoskóra dalieri Mord i Mordów. - Lepiej skupmy się na znalezieniu winnych. A to nie jest trudne, prawda?
- Co masz na myśli? - zapytał Balthazar.
- Och, proszę was - powiedziała, prezentując olśniewająco białe zęby. - Zaczęło się od ataku na Bladolicych, prawda? Kto był ich wrogiem? Gavin i jego Strażnicy Obelisków. Którego dalieri i którego gangu nie ma na tym spotkaniou? Gavina i Strażników Obelisków. Czyją siedzibę zaatakował Czarny Gargulec? Gavina i Strażników Obelisków. Dziękuję.
- Gavin nie był jedynym naszym wrogiem - odezwał drobny bestiar, siedzący w rogu. Był to Ulrich Hemmo, chyba najwyższy rangą z pozostałych przy życiu Bladolicych, nieobecny w czasie ataku na siedzibę swoich ludzi. Czy to czyniło go obecnie dalieri grupy? - Mordy i Mordy również często ścierały się z nami.
- Och, to były tylko takie przegwarki o terytorium i trybut - odpowiedziała Kame. - Poza tym ja tu jestem, a Gavina nie ma.
- Być może jesteś tu tylko by uśpić naszą czujność? Jak dla mnie to podejrzane.
- A dla mnie to podejrzane, że akurat nie było cię na miejscu, gdy zaatakowano Bladolicych.
- Byłem w terenie...
- Jak wielu innych, tylko że oni wrócili na miejsce po ataku i spadł na nich Gargulec... ciebie zaś też wtedy nie było.
- Miałem szczęście.
- Czyżby?
- Coś insynuujesz? - Ulrich podniósł się z miejsca.
- Uważaj, wszarzu - warknął Hans. - Kame też mi śmierdzi, ale ty się tak nie rządź. Bladolicy może i trzymali but na naszych karkach, ale już was nie ma, więc stul pysk i się nie wychylaj.
- Ja ci zaraz...
W tym momencie Trevor FaRajjo, właściciel "Wrót Obelisków", musiał zmówić w myślach krótką modlitwę do Dłoni w podzięce za to, że uparł się, by skonfiskować broń wszystkich wchodzących. Zaraz też rodzącą się kłótnię zdusił w zarodku niski, chociaż jednocześnie kobiecy głos.
- Spokojnie, bez nerwów, bo mnie już głowa boli - przemówiła góra sadła, która mogła być słoniem, ale była Jessicą Kalees. - To że Czarny Gargulec zaatakował siedzibę Gavina... to nic nie znaczy. Zniszczył też jedną z moich garbarni, a chyba nikt nie podejrzewa, że to ja za tym stoję, prawda?
- No w zasadzie... - zaczęła Kame, ale Jessica nie dała sobie przerwać.
- A co do winnego... Przecież wy umiecie załatwiać takie sprawy? - Pogardliwe "wy" dotyczyło najwyraźniej zgromadzonych członków półświatka. - Macie tę całą Czerwoną Sprawiedliwość, prawda? Straż kogoś szuka, wy nie wiecie, kto jest winny więc dajecie im na tacy jakiegoś dupka, oni go aresztują, skazują lub zabijają w trakcie aresztowania i zostawiają was w spokoju.
- Obawiam się, że to nie jest takie proste - rozległ się spokojny głos, cichy a jednak słyszalny, może dzięki temu, że wszyscy cichli, właścicielka głosu mówiła.
Niewysoka, w średnim wieku, o jasnych włosach i smutnych oczach, nie była stąd. Najpierw przysłuchiwała się dyskusji. Gdy jednak zaczęła mówić, wszyscy zauważyli, że założyła na czoło czerwoną opaskę z symbolem pięcioramiennej gwiazdy o ramionach wykonanych z czarnych noży.
Wysłanniczka Czerwonych Królów, najwyższych dalieri Glifu.
- Możemy poświęcić kogoś, nie ma problemu - powiedziała. - Ale to nie ma znaczenia. Najważniejsze są miotacze. Dopóki ich nie znajdziemy i nie zwrócimy, barykada pozostanie na miejscu a Czarny Gargulec nie da nam spokoju. Więc na nich się trzeba skupić.
- Nie mamy pojęcia jak je znaleźć - zauważył Balthazar. - Gdyby istniały jakieś urządzenia, które mogą je namierzyć, to Dziedzictwo Stali na pewno by je miało i już byłoby po sprawie.
- Nie może ich odnaleźć nawet Trybun i Czarny Gargulec - zauważyła wysłanniczka Czerwonych Królów. - To już jakaś wskazówka, prawda?
- No chyba nie kurwa dla mnie - warknął Hans, ale jedno ostre spojrzenie wysłanniczki sprawiło, że spokorniał.
- Może ich w ogóle tu nie ma? - rzucił Ulrich. - Może je zabrano?
- To Czarny Gargulec by nie atakował nas, tylko poleciałby gdzie indziej - zaprotestował Balthazar.
- Dłoń jedna wie jak działa to ustrojstwo - warknął bestiar.
- Jeśli jednak założymy, że są tutaj... to muszą być ukryte gdzieś pod powierzchnią, w tunelach - powiedział Balthazar. - Wszyscy wiemy z historii, że Trybunowi nie zawsze dobrze szło namierzanie tego, co się tam działo.
Wszyscy pomyśleli o Wojnie Świtu. Zaraz też przestali. Nie był to miły temat, a mieli ważniejsze problemy na głowie.
- Dobra, no to podziemia - odezwała się Kame. - Och, a przypomnijcie mi, która z grup składa się ze Szperaczy, najlepiej znających tunele? Nie słyszę?
- Strażnicy Obelisków Gavina - mruknął Hans.
- Nie ma jakichś planów tych tuneli? - zapytała wysłanniczka.
- Jest trochę map, Bladolicy na pewno je mieli - powiedział Balthazar, a Ulrich potwierdził jego słowa skinieniem głowy. - Ale tych tuneli tam jest cała sieć. Jesteśmy w końcu przy Odzyskanej Dzielnicy, a to jakby nie patrzeć część Wykopalisk. Nawet u nas raz na jakiś czas trafisz na Zatraconego.
- Mieliśmy mapy, ale były... - zaczął Ulrich.
- W waszej kryjówce, która została zniszczona - dokończyła za niego Kame.
- Janus, nie możesz załawić nam planów z Archiwum?
Zegarmistrz poderwał głowę do góry, zaskoczony, że ktokolwiek go pyta.
- A-ale... jest przecież Dzień Domostwa! Archiwum jest zamknięte!
- Kurwa to wykorzystaj swoje magiczne wpływy, by je, kurwa, otworzyć! - warknął Hans.
- T-tak - wystękał zegarmistrz, wyglądając jakby zaraz miał zejść na zawał. - Wystosuję wniosek by zorganizować komisję...
- Proszę to zrobić, panie Carro. - powiedziała wysłanniczka. - I to szybko. Wolimy nie musieć prosić o to pana dzieci lub wnuków. Czy są jeszcze jakieś sposoby na zlokalizowanie miotaczy lub zawężenie obszaru poszukiwań?
- No, zawsze jest Vincent - powiedział milczący dotąd Szeroki Bazyl, potężny rudowłosy brodacz, właściciel największego w Lesie Obelisków burdelu o bardzo prostej nazwie: "Wytchnienie".
No tak. Vincent. Dziwny wynalazca odludek. Ktoś, kim się straszy dzieci.
- A co on ci poradzi? Jak już mówiłem, gdyby dało się namierzyć broń jakąś maszyną, to Dziedzictwo Stali już by to zrobiło.
- Nie zawadzi zapytać, prawda?
- Ale zaraz - znów odezwała się Jessica. - Nie tylko Dziedzictwo i ci od Trybyna używają tych całych miotaczy, prawda? Jeszcze są ci wariaci, którzy latają za Zatraceńcami.
- Czuwający? Łowcy? O nich mówisz? - zapytał Balthazar.
- Tak, tak - powiedziała potężna kobieta. - Oni się znają na takich sprawach i mają nas chronić przed zagrożeniami i innym gównem. Wariaci używający zakazanej broni i Czarny Gargulec demolujący nasze budynki, to chyba zagrożenie i gówno tego rodzaju, jakim się zajmują. Niech więc się ruszą!
- A wie pani, jak się z nimi skontaktować? - zapytała wysłanniczka.
- No chyba ty wiesz, co nie?
Wszyscy wciągnęli powietrze słysząc ton głosu Jessici, ale kobieta od Czerwonych Królów nie zdawała się zwracać na to uwagi.
- Jak się z nimi ogólnie skontaktować, to wiem - powiedziała. - Jak się z nimi skontaktować tutaj... niekoniecznie. Czy ktoś ma jakąś metodę.
Znów wszyscy spojrzeli na Janusa.
- N-No... wiem, że parę osób w Bractwie jest w jednej z tych grup - zaczął. - Mogę wysłać zapytanie...
- Ja chyba znam parę ich kryjówek - odezwał się Balthazar. - Ale nie wiem, czy dalej ich używają. Musiałbym posprawdzać.
- A ta wiedźma? - rzucił ktoś z sali.
Zaraz został uciszony, ale wysłanniczka uniosła rękę i powiodła wzrokiem po Balthazarze, Hansie i Kame.
- Jaka wiedźma? - zapytała.
- Jest taka jedna, nazywa się Biała Jorna - powiedział w końcu eks-strażnik. - Ale jest dziwna... no i co wiedźma mogłaby pomóc w szukaniu technologii?
Póki co nie zostało nic więcej do powiedzenie i rozmowa na forum rozpadła się na podgrupy.