

Obecnego popołudnia, w zamku Guildfort w północnej części królestwa Wessex odbywało się zebranie wielkiej rady. Rada ta zwołana została przez władcę okolicznych ziem Lorda Godfryda Blackarm. Zebranie to odbywało się za zamkniętymi drzwiami w Głównej Hali zamkowej, gdzie mężowie zasiadali przy ogromnym stole wzdłuż trzaskającego paleniska ogrzewającego pomieszczenie. Tylko zebranym wewnątrz było dane poznać szczegóły omawianych wielkich spraw... oraz Leilenie.
Dziewczyna bowiem przekradła się przez sługi zamkowe oraz straż, stojąca teraz tuż pod drzwiami dla służby skąd mogła usłyszeć każde słowo padające wewnątrz Hali. Miała szczęście, że akurat żadna sługa ni inny rezydent kamiennych murów obecnie nie znajdował się tutaj by ją przyłapać na uczynku. O tej porze dnia wszyscy ciężko pracowali na placu na zewnątrz, pomagając ocalonym. Teraz jednak zapomnijmy o tym i skupmy się najważniejszym, na dyskusjach Rady oraz jej ojca Lorda.
- Szanowny panie nie możemy przyjmować więcej imigrantów za nasze mury! Ludzi jest tak wielu, że nie minie tydzień, a wszystkie nasze zapasy na zimę przepadną! Musimy surowo rozdzielać rację i zamknąć bramy! - Powiedział Seneszal Teor, jak go poznała z głosu.
- Musimy zarządzić masowy pobór do wojska mój panie! Na dolnej dolinie można dostrzec obecność straszliwych Potworów i innych Mar. Nic tylko czekać, aż te nadejdą pod nasze mury! Każdy zdrowy mąż oraz młodzik winien wziąć w dłoń ostrze i bronić swej ojczyzny! - Rozpoznała twardy głos Generała Harrego, drżący po całej sali.
- Godfrydzie ludzie, których przyjąłeś zbezczeszczyli Dom Boży! Cała wschodnia wieża katedry została spalona i wymalowana bluźnierczymi symbolami! Do tego wykrzykują imiona pogańskich bóstw, malują swe ciała przeklętymi znakami! Nie możesz być obojętny wobec tej herezji! Praktykowanie diabelskiej magii tylko wpędzi nasze miasto do ruiny! - Ten spasiony, nieprzyjemny dla uszu Leileny głosy musiał należeć do Biskupa Arthura. Tylko on był na tyle bezczelny by odzywać się do jej ojca po imieniu.
- Panie, raporty zwiadowców oraz postronnych świadków są niezaprzeczalne. Na naszych ziemiach dostrzeżono ślady walk nieznanych nam istot. Można znaleźć trupy większe niż nasz największe okręty, bardziej masywne niż zamki w samej Mercji. Tak samo pojawienie się zwierząt z legend i baśń, zarówno tych stąpających na ziemi jak i tych wznoszących się w niebiosa. W państwie zapanował chaos, cały kontynent pogrążony jest w bitwie z nieznanym. Żaden posłaniec nie powrócił, nie mamy wieści o stanie króla. - Tego głosu nie rozpoznała. Po akcencie brzmiał jak ktoś kto nie bywa zbyt często na dworach, ale ciężko było stwierdzić kto to skoro go nie znała.
Zanim zdążyła usłyszeć więcej, do pokoju służby weszła Lara, służka zajmująca się nią po śmierci jej matki gdy miała tylko 6 lat. Weszła do pokoju przez drzwi korytarza i pierwszym co dostrzegła była podsłuchująca dziewczyna.
- Kobieto czy Ci nie wstyd podsłuchiwać Ojca!? A pójdziesz mi stąd! - Powiedziała głośniejszym szeptem, smagając dziewczę po głowie brudną szmatą. Lara może wyglądała na pocieszną, pulchną gospodynię, jednak potrafiła z siebie uwolnić bestię gdy dziewczyna psociła. Wściekła Lara z miotłą mogłaby przerazić nie jednego rycerza. Niestety ten harmider nie spotkał się bez odzewu.
- Leileno Blackarm chodź tu do mnie. Wiem, że mnie słyszysz. - Rozległ się głos jej ojca pochodzący z hali. Członkowie rady się już rozeszli, a on siedział tuż przy palenisku ubrany w swoją koszulę kolczą. Na jego twarzy widać było wielką rozterkę i zmęczenie. W luźnej dłoni trzymał on miecz, którym został obdarowany gdy przejął stanowisko Lorda tych ziem. Ziem, które jeszcze nie dawno pełne były zdrowych upraw i wolne od znojów wojny.
