Rezydencja Alffiego
Re: Rezydencja Alffiego
Rytmiczne dźwięki odbywały się w salonie zza zamkniętymi drzwiami i po bliższym przysłuchaniu się, można było wywnioskować, że ktoś ćwiczy tam taniec. Przynajmniej z jakieś 4 osoby z dodatkiem kogoś, kto odzywał się o pozach, odpowiednim wyskoku i trzymaniu pionu. Z głosu brzmiała bardzo jak poznana w bibliotece Niziołka.
Drzwi do kuchni były otwarte i gdy zajrzała do środka mogła dostrzec buszującego Eugumira, w znacznie lepszym stanie(fizycznie oraz pod względem stroju) niż ostatnio. Miał na sobie upaćkany fartuch z którego wystawały chusteczki liczne.
Loki wbiegł bez pardonu do środka i rzucił się na leżącą na stole pieczeń, na co służący rzucił wszystko i z paniką zaczął bronić swojej potrawy. Wtedy też zauważył i ją.
- Ach Panna Aryanna, Witaj! Czy możesz proszę nie przejmować się swoim towarzyszem? Wygląda na to, że pragnie być bardzo GRZECZNYM przewodnikiem! A i kawa jeszcze nie gotowa, z pewnością nie leży na ganku.
Re: Rezydencja Alffiego
-
Dahlien 24. Eresmes, 4. ES, Ranek
- Posty: 1067
- Rejestracja: 2022-02-26
-
Karta postaci:
Aryanna Janon
Re: Rezydencja Alffiego
W tym czasie Eugumir westchnął z ulgą widząc, że jego dania ocalały. Wrócił dalej do szykowania posiłków na tacki i wysłania ich windami do górne piętro oraz do dołu, jakby do piwnicy. Tace pełne były rozmaitych przekąsek, zakąsek, trunków oraz aromatycznych dań.
Zapytany o lokaja, kucharz przerwał sobie na chwilę spoglądając ze zdziwioną miną na dziewczynę.
- Masz na myśli Pana Borsuka? Nie znam. Nic mi nie wiadomo o nim, ani o jego przemyślanie wielkim treningu ze strony Czcigodnego Gospodarza. Nie ma możliwości by był teraz z nim. - Powiedział na swój dziwacznie pokraczny sposób, wycierając dłonie o swoje chustki. Chciał już wracać do pracy, jednak kolejne słowa Aryi sprawiły, że tym razem podszedł do niej bliżej jakby nie wierząc w to co słyszał. Na jego przemęczonej twarzy było to nad wyraz widoczne.
- Z całą pewnością Rezydencja oznacza tylko budynek. Wszystko co jest objęte bramą i płotem na pewno nie jest uznane za teren Rezydencji. W końcu z tyłu budynku nie ma żadnych namiotów pełnych artystów jak ty.
Re: Rezydencja Alffiego
-
Dahlien 24. Eresmes, 4. ES, Ranek
- Posty: 1067
- Rejestracja: 2022-02-26
-
Karta postaci:
Aryanna Janon
Re: Rezydencja Alffiego
- Och toć ja potwory w piwnicy karmię oraz wszelkich nieproszonych gości! Ta windy sięgają na krótki zasięg i są nad wyraz proste, że aż nie ma potrzeby ich wyjaśniać, hah! - Powiedział w swój typowo pokraczny sposób i wrócił intensywnie dalej do kończenia posiłków. Dopiero gdy wysłał wszystkie tace z daniami, skupił się kompletnie na swoich gościach w kuchni, samemu pozwalając sobie na wypicie jakiegoś ciepłego naparu. Być może to była herbata, choć pachniała mocno grzybami. Gdy już chwilkę odpoczął pozwolił sobie na dalszą rozmowę z dziewczyną, jednak słysząc jej burczenie w brzuchu zaśmiał się krótko i wrócił na do szybkiego pichcenia śniadania dla niej. Gdy skończył miał w dłoniach tacę z prostą jajecznicą z pieczarkami i cieniutko pokrojoną cebulką. Do tego pajdy chleba ze smalcem. Była też tam miseczka z ugotowanym mięskiem i warzywami, najpewniej dla liska. Gestem głowy kazał jej iść za sobą i wyszedł przed budynek, gdzie postawił jej tackę koło kubka kawy. Dzisiejszy poranek był dziś wyjątkowo ciepły pomimo drobnej mgły która znikała po nocy. Słońce przyjemnie prażyło na niebie, a zarówno teren przed bramą jak i wokół był spokojny. Jedynie słychać było jakieś rozmowy głośne po drugiej stronie budynku.
Na posiadłości ogrodzonej żelaznym płotem znajdowała się głównie trawa. Przy ogrodzeniu po prawej stronie rosły niewielkie drzewka obok których były proste stoliki oraz krzesła tuż koło hamaków. Było też tam miejsce na ognisko. Po lewej stronie była niewielka sadzawka z uroczym molo, z którego zwisała zawieszona lampa naftowa. Sadzawka była prosto zdobiona i z wnętrza zdawało się coś pływać.
Eugumir uśmiechnął się.
- To na pewno zakazane byś tu była. Do potem! - Rzucił jej wracając do kuchni.
Re: Rezydencja Alffiego
-
Dahlien 24. Eresmes, 4. ES, Ranek
- Posty: 1067
- Rejestracja: 2022-02-26
-
Karta postaci:
Aryanna Janon
Re: Rezydencja Alffiego
Relaks Bardki został przerwany przez nagłe poruszenie się na hamaków tuż koło stolików. Gdy się tam spojrzała dostrzegła znajomą twarz pokrytą piegami. To była Herra ubrana w obcisły czarny strój niczym jak do baletu. Rajstopy wyglądały jakby lada moment miały się zedrzeć, a obcisła koszula miały już liczne ślady znoszenia, nie mówiąc już o jej balerinkach, które wyglądały jakby piętka zaraz miała odpaść. Mimo to niziołka była w wesołym, uśmiechniętym nastroju choć na jej twarzy można było dostrzec ślady potu i zmęczenia. Ponad to oddychała ona dość szybko, jak po jakimś ogromnym wysiłku, ale mimo to wyglądała na bardzo zadowoloną. Rozłożona na hamaku zdawała się nie dostrzec Aryi i otworzyła sobie książkę z ładną skórzaną okładką zatytułowaną "Ostatni Taniec Rusałki". Tuż koło niej leżał jej przewodnik, Mysz Hvitsverk który kręcił się po jej głowie jakby chciał znaleźć swoje gniazdo w jej włosach.
Re: Rezydencja Alffiego
-
Dahlien 24. Eresmes, 4. ES, Ranek
- Posty: 1067
- Rejestracja: 2022-02-26
-
Karta postaci:
Aryanna Janon
Re: Rezydencja Alffiego
- Hej Aryanne! Smukłą masz technikę tańca, taką... pierwotną przypominające te tańce elfów z Dżinami! Masz zadatki do tego powinnaś kiedyś przyjść na wspólne zajęcia! A właśnie zajęcia! Tak, jak najbardziej właśnie się odbyły. Mówię Ci ten repertuar jest zabójczo trudny. Rozumiem, że 4 tańce bo cztery wielkie przesilenia ma symbolizować, ale one są bardzo wymagające, mówię Ci! Jaśnica jest tak żywiołowa i pełna emocji, że ciężko mi się skupić na samej technice jak chce płynąć z muzyką! Iselnica jest bardzo rytmiczna i skoczna więc najłatwiej mi wychodzi, choć wykańcza niesamowicie. Ciemiętnica ma za to bardzo przyjemny taniec, bardzo plastyczny i pełen nadmiernej poprawności ruchów, a takie o dziwo mi najlepiej wychodzą. Ale jeśli chodzi o Mernicę... no normalnie nie daję rady tego. Za poważne. Za smutne. Nie dla mnie, no ale muszę MUSZĘ je opanować! Także tak, mam nogi pełne roboty haha! W ogóle coś ostatnio w ogóle cię nie widziałam odkąd minęliśmy się w bibliotece. Myślałam, że w końcu przyjdziesz do namiotu mojego czy coś na ciasteczka. No ale nic, ważne że teraz jesteś i mega miło cię widzieć! Hvistvek też się cieszy na twój widok! - Herra wypuściła na Arye istną lawinę słów żywo gestykulując i wręcz pokazując podstawowe kroki do każdego z wymienionych tańców. Jej myszka w tym czasie siedziała na książce i spoglądała zainteresowana na swoją panią oraz jej rozmówczynię, jakby słuchało ich.
Re: Rezydencja Alffiego
-
Dahlien 24. Eresmes, 4. ES, Ranek
- Posty: 1067
- Rejestracja: 2022-02-26
-
Karta postaci:
Aryanna Janon
Re: Rezydencja Alffiego
Niedługo po tym zaczęła się cała akcja z nowoprzybyłymi dziołchami i widząc je uśmiech Niziołki znacznie opadł, a ona sama prychnęła pod nosem wracając lekko oburzona do czytania książki. Widać było, że nie chce ona mieć nic do czynienia z nowoprzybyłymi. Zwierzęta, które przybyły wraz z kobietami zaczęły obserwować intensywnie Hvitsverka Herry oraz Lokiego, który zauważając z daleka zgiełk zbliżył się by mieć dobry widok na to co się dzieje.
Re: Rezydencja Alffiego
-
Dahlien 24. Eresmes, 4. ES, Ranek
- Posty: 1067
- Rejestracja: 2022-02-26
-
Karta postaci:
Aryanna Janon
Re: Rezydencja Alffiego
- Dobra zostawcie ją, chyba już wystarczy tej... - Przerwała zatrzymując się gwałtownie gdy Astrid padła na kolana dusząc się. Poczuła ona bowiem pewien strach i niepewność, nie rozumiejąc za bardzo co się dzieje lub co się stało. Hvitsverk na jej ramieniu przyglądał się intensywnie Aryi, zresztą nie tylko on. Ptaszki bliźniaczek, wąż brunetki także spoglądały na nią niczym zahipnotyzowane. Jedynie kot czarnowłosej patrzył się na nią wyraźnie zaniepokojony, drżąc niespokojnie.
Loki zaś w tym czasie samemu podszedł na brzeg sadzawki spoglądając na całe zajście, lekko przekręcając głowę na bok.
Re: Rezydencja Alffiego
-
Dahlien 24. Eresmes, 4. ES, Ranek
- Posty: 1067
- Rejestracja: 2022-02-26
-
Karta postaci:
Aryanna Janon
Re: Rezydencja Alffiego
- Ta o czarnych włoskach jest z domu Kaladria, a raczej tego co z tego domu zostało. Rewolucja dała się takim jak ona we znaki powinna się cieszyć, że w ogóle przeżyła. Słyszałem, że wielu wysoko postawionych osób już nie ma dziś z nami. Trochę to smutne... znaczy się jak dla mnie nikt nie powinien umierać szybciej niż jest mu to przeznaczone, wiesz? Tak przynajmniej uważam. - Powiedziała trochę nostalgicznie, nie przerywając pieszczot Hvitsverkowi. Widząc jednak, że Arya marznie z powodu przemoczenia przysunęła się do niej nieco bliżej wtulając się w nią, by poczuła się nie co lepiej.
W tym czasie Loki podszedł bliżej i usadowił się przy jej nogach, trochę jak kot, trochę jak pies jak to miał w zwyczaju. Patrzył się na niej z opadłym pyszczkiem i zmartwionym spojrzeniem.
Arya następnie poszła się przebrać i spędziła cały dzień na zajęciach, które sama uznała za słuszne. Czy to odwiedzenie artystów, sceny i namiotów z tyłu budynku? Czy może odwiedzenie kolekcji zwierząt z ciężko pracującą Elojze by zapewnić im komfort i żywność? Może poszła podpatrzeć liczne próby i zajęcia odbywające się za dnia w salonie oraz podwórzu? Jeszcze była biblioteka, czy z niej też korzystała? To już ona sama najlepiej wie. Jakkolwiek spędziła ten czas, dzień szybko zleciał ustępując dwójce księżyców na objawienie się na nieboskłonie.
(Opisz co robiłaś w ciągu dnia).
Re: Rezydencja Alffiego
-
Dahlien 24. Eresmes, 4. ES, Zmierzch
- Posty: 1067
- Rejestracja: 2022-02-26
-
Karta postaci:
Aryanna Janon
Niepewność męczy mnie, od agonii dawno już mnie mdli.
Powoli gubię się, serce gdzieś ucieka mi
i nagle widzę, że nie uwolnię się.
Prześlizguję się przez wieczności mrocznej drzwi
W kieszeni tylko ból i agonia co wciąż ze mnie drwi
Czy powie kimże ja? Kiedy ja? Niepewność ta pochłania myśli me.
Nie uwolnię się i...
Może tylko śnię? Może jawa jest mym snem?
Nie wiem czy powiedzieć Ci? Zwrócić świat do góry dnem.
Ale bólu mam już dość, czy w cierpieniu jest gdzieś cel?
Chcę bez wrogich uczuć żyć, chcę żyć czując tylko biel.
Możesz kazać mówić coś, możesz mówić gdzie mam iść,
Nic to nie obchodzi mnie, serce już nie słucha dziś.
Jeśli zrobię choćby krok, jeśli tylko ruszę się,
Wszystko się zamieni w mrok, cały świat spowije czerń.
Re: Rezydencja Alffiego
Jednak gdy tylko zaczęła śpiewać zaczęła dostrzegać niezwykle zmiany, wpierw niewielkie wręcz nieznaczne, jednak rosnące z każdą zwrotką. Kolory zaczęły nabierać większej głębi na meblach i wykładzinach. Cienie na ścianach zaczęły nieznacznie dobierać lepszych konturów, a instrumenty zdawały się w nieuzasadniony sposób odbijać jej głos niczym czarodziejskie echo. Nawet przez chwilę miała wrażenie, że kominek zaiskrzył jakby chciał zapłonąć!
Lisek w tym czasie usiadł naprzeciwko swojej pani i jej słuchał z wyraźnym zainteresowaniem oraz nietypowym dla niego spokojem. W jego oczach widać było zrozumienie oraz nieco inny błysk niż zazwyczaj, choć kiedy otwierał pyszczek by zaszczekać w swój lisi sposób, nie było wątpliwości, że wciąż był to Loki jakiego znała.
Re: Rezydencja Alffiego
-
Dahlien 24. Eresmes, 4. ES, Zmierzch
- Posty: 1067
- Rejestracja: 2022-02-26
-
Karta postaci:
Aryanna Janon
Czy dla rozsypanych dusz miejsce w świetle znajdzie się?
Czy to boli? Czy to źle? Czy mam zostać czy mam biec?
Nie pamiętam jak ma być. Czy wiedziałam? Czy ty wiesz?
Czy do przodu mogę przeć? Już zrobiłam co się da.
Ludzi dookoła mnie nie zrozumiem, nie mam szans.
Jeśli kiedyś zmienię się, jeśli światło przyjmie mnie,
Świat mój legnie w gruzach gdzieś i spowije wszystko biel.
Wszystko się zamieni w mrok, cały świat spowije czerń.
Gdy postawię chociaż krok, gdy odważę się znów iść
Wszystko to rozpadnie się, nie zostanie ze mnie nic.
Chociaż wiatr me niesie łzy, choć noc płaczem koi mnie,
Czy odnajdę drogę swą? Czy me serce przyjmie biel?
Czy mi zdradzisz imię swe? Gdzie jesteśmy, czy wiesz gdzie?
Nie pamiętam z tego nic, nie pamiętać mogę się.
Gdy otworzę oczy swe bez odwrotu przyjdzie dzień,
Bo odrzucę wszystko precz, cały świat spowije czerń...
Re: Rezydencja Alffiego
Loki zaś grzecznie obserwował swoją panią, słuchając jej śpiewu z wręcz zainteresowaniem. Jego ogon kiwała się w dwie strony zamiatając potencjalny kurz na stoliku na którym siedział. Co jakiś też czas nawet się odzywał dźwiękami podobnymi do jej piosenki, jakby chciał powtórzyć po niej, trochę jak wilk wyjący do księżyca.
W pewnym jednak momencie lisek zmrużył oczka, ziewnął i gwałtownie, choć ze spokojnym wyrazem pyszczka, zasnął. Czyżby pobyt na dworze tak bardzo go wykończył? Kto wie.
Obudził się dopiero wtedy gdy ktoś zapukał do salonu.
Drzwi otworzyły się, a w progu stanęła osoba kompletnie nieznana Aryi, jednak z jakiegoś powodu gdzieś ją kojarzyła. To było dość dziwne biorąc pod uwagę wyjątkowo niezwykłą aparycję kobiety. Podobnego wzrostu co Bardka, czarno-skóra kobieta o pięknych, długich, kręconych, czarnych włosach. Intensywnie niebieskie piękne oczy i wydatne usta. Ubrana w złoto-błękitną dwuczęściową suknie, przypominającą wręcz szatę swoim luźnym krojem. Na uszach miała spore złote kolczyki wyglądające jak ucięte tabliczki, na jednej z nich była ikonka fal, zaś na drugiej ikona jakiegoś morskiego stworzenia.

- Wybacz, że przeszkadzamy Malihini. Doprawdym pięknym śpiewem okalałaś tu salę. Słychać, że masz talent! - Jej głos był ciepły i niezwykle sympatyczny, przesączony interesującym akcentem. Wchodząc do salonu dało się dostrzec u niej ogromną grację, a jednocześnie lekkość w poruszaniu się, gdy zbliżała się do Aryi by się z nią przywitać. Złapał ją za dłoń obiema swoimi dłońmi na przywitanie, a jeśli Aryanna by wstała to jeszcze złożyła by na jej obu policzkach dwa cmoki, też prawdopodobnie jako powitanie.
- Na imię mi Łucja. A ty musisz być pewnie naszym brakującym loulou, a przynajmniej mam nadzieję po twoim śpiewie!
Następnie jej spojrzenie spadło na Liska co utworzyła na łagodnym licu Łucji szczery uśmiech. Kucnęła tak by się zbliżyć do niego i pogłaskać go po główce, co nieco skonfundowało Lokiego, który nie wiedział jak zareagować więc odskoczył do Aryi po dotknięciu parę razy.
- Cóż za cudowny alakai! Jestem pewna, że rozwinie się w twojej opiece w coś pięknego! - Powiedziała do Aryi ofiarując jej szczery uśmiech. Następnie wstała na równe nogi i spojrzała za siebie w stronę drzwi. Wpatrywała się w nie oczekująco, a gdy nic się nie stało odchrząknęła głośno. Dopiero gdy to zrobiła dało się usłyszeć kroki i do salonu weszła kolejna postać.
Ubrany w proste, lniane ubrania za wyjątkiem wyjątkowo szykownej zielonej kurty skórzanej, pełnej elementów związanych z naturą, w pomieszczeniu pojawił się najprawdziwszy Elf. Jego skóra, pomimo sporej przeciągłej blizny na twarz, zdawała się być nieskazitelnie gładka i smukła. Jego oczy w kolorze intensywnego kasztanu. Jego włosy długie, aż do lędźwi w intensywnie brązowym kolorze, który przy świetle księżyca mieniły się na subtelną zieleń. Z jego szyi zwisał piękny czerwony amulet obtoczony srebrem. Miał też na sobie lekki płaszcz, głównie na plecy przypięty śliczną srebrną broszką przedstawiający liść dębu. W dłoni posiadał też pokrowiec na jakiś instrument. Znacznie wyższy od obu dziewczyn szedł prostym, wręcz żołnierskim krokiem obarczając całe pomieszczenie swoim wzrokiem.

- Pozdrawiam. Ciemno tu. Gdzie też jest mój Przewodnik? - Powiedział cicho, ale wyraźnie tak by był dobrze usłyszany. Następnie uniósł rękę w kierunku kominka mrucząc coś pod nosem. Kominek gwałtownie rozpalił się. Zasłony koło okien także ruszyły się zamykając wgląd do sali i vice versa. Także drzwi do salonu zareagowały zamykając się delikatnie niczym same z siebie. Dało się poczuć lekką bryzę miotającą pokój.
- Tak lepiej. Danfur jestem. A twoje miano Czerwonowłosa Skittari? Zapytał bym się cię o wiele, skoro będziemy pracować razem. - Odezwał się bezpośrednio do Aryanny wpatrując się intensywnie w jej lico, jakby dostrzegając coś interesującego. Jednak nie miał zbyt wiele okazji do zadawania pytań bowiem w ścianie koło fortepianu otworzyło się "sekretne" przejście, niczym ukryte drzwiczki z którego wyszedł Pan Borsuk. Miał na sobie naprawione i odświeżone ubranko, miał nowe piórko na kapelutku oraz elegancką srebrzystą koszulę ze złotymi guzikami na mankietach. Wyglądał na wielce zaaferowanego bo wbiegł do salonu jak poparzony, biegnąc w kierunku Elfa. Widząc go Danfur skupił na nim pełną uwagę, wymieniając się z Borsukiem intensywnymi spojrzeniami by na koniec wymienić się pięknym i głębokim ukłonem, zarówno Elf jak i Borsuk.
- Jesteś Panie Borsuku. Możemy zaczynać próbę. Łucjo korzystajmy póki Alffiego nie przybył jeszcze! - Oznajmił głośniej biorąc swojego Przewodnika w ramię i usadawiając go przed fortepianem. Na jego słowa Łucja westchnęła głośniej i spojrzała się przepraszającym tonem na Aryie, po czym podeszła bliżej instrumentu. Danfur w tym czasie wyjął z pokrowca przedziwny dęty instrument, przypominający flet jednak z metalowym wystającym ustnikiem(Obój).
Po chwili zaczęli swoją "próbę". Pan Borsuk ku zaskoczeniu(po raz kolejny) przystawił rączki do fortepianu i zaczął grać prostą melodię mającą na celu nadania rytmu. Nie była trudna do wykonania, jednak fakt, że czynił to BORSUK był tu chyba najciekawszym faktorem.
Następnie Łucja zaczęła śpiewać, a jej głos rozbrzmiał niczym grom. Potężny, Piękny, Niezrównany. Wypowiadała słowa w nieznanym języku dla Aryi, przypominając jednak mocno słowa podobne te do elfów. Na koniec Danfur, podkreślał jej śpiew pięknym wykonaniem Oboju, stanowiąc wręcz magiczny akcent dla występu Łucji. Melodię jaką grał nadawała nuty mystifikacji, że za tą muzyczną opowieścią jest coś więcej niż tylko widać, dając tym intensywny przekaz.
----------------------------------------------------------------------------------
W miedzy czasie na strychu rezydencji, gospodarz szykował się do wieczora. Zazwyczaj przysłonięte spore okno zostało odsłonięte wpuszczając do środka subtelne światło siostrzanych księżyców. Wewnątrz można było dostrzec ukrytą pracownie, przepełnioną rozmaitą liczbą akcesoriów. Znajdowały się tu liczne manekiny na ubrania zarówno należące do Arlekina jak i dla jego gości. Był tu stół na którym stała piękna makieta ozdobionej sali, na której znajdowały się liczne figurki osób w pięknych strojach ustawione niczym w zamrożonym przez czas tańcu. Można było tu odnaleźć stojaki pełne nieskompletowanych strojów oraz gabloty przepełnione niedokończonymi/wadliwymi maskami karnawałowymi. Liczne skrzynie z nieokreśloną zawartością, półki pełne rolek kolorowych materiałów oraz klatki, które wyjątkowo tego wieczora pozostawały puste. Tuż przy oknie był też jeden pojedynczy manekin kobiety oddalony od innych, z suknią w trakcie kreacji.

Tarzając się po podłodze, zbliżał się w kierunku okna. Pomału i niepośpiesznie, a jednocześnie zachłannie sięgając dłońmi przed siebie drapiąc oraz wbijając swoje szpony w deski podłogi. Czarna niczym smoła maź spływała z jego ust i oczu mącąc jego praktycznie nagie blado-szare ciało. Z trudem przeciągnął się po małych schodkach prowadzących na wyższą sekcję poddasza znajdującą się tuż nad jego sypialnią. Całe jego ciało odmawiało mu posłuszeństwa przeżarte przez chorobę i brak sił, jednak mimo to udaje mu się dotrzeć do okiennic. Zmuszając swój kark do posłuszeństwa spogląda do góry, chcąc ujrzeć jedyne swoje wybawienie w jego stanie. Jedyną jego nadzieję. Zupełnie jak wtedy. Zupełnie jak za pierwszym razem, chcąc poczuć ten żar i gorąc.
Jego spojrzenie zamglone, jego umysł zduszony przez krzyk i niebywałą rządzę. Z trudem skupiając wzrok odnajduje pojedynczą konstrukcję wybijającą się ponad wszystkie dachy miasta.
Ból. Rozsadzający go od środka ból niczym żar rozgrzanego popiółu wsypany przez jego gardło wprost do jego żołądka. Rozchodzący się z torsu do kończyn, obejmując go całego w niekontrolowanym spazmie. Trwa to chwilę nim ból w końcu ustaje, a ciało jego przestaje zwijać się na podłodze. Maź przestała wylewać się z jego ciała zastąpiona jedynie drobnymi kropelkami śliny oraz już jaśniejszej, lecz wciąż granatowej krwi cieknącej z jego dziąseł.
Wstaje. Sięga po stojący w okolicy ręcznik wycierając z siebie wszelkie nieczystości. Narzuca na siebie ubranie, jeszcze nie czas na podkład, potrzebuje jedynie odzienia.
Następnie jego spojrzenie powraca do wieży. Do tej cudownej wieży. Do tej jedynej nadziei. Do jedynego wybawienia jego oraz innych. Nie potrzebuje nic tak długo jak ONO świeci nad nim. Nie potrzebuje nic tak dług jak TO tam jest. Mimowolnie jednak jego ręka sięga w stronę manekinu, którego rozmiar został idealnie wymierzony na jego życzenie. Jego palce przesuwają się po powierzchni utwardzonego oblicza marionetki schodząc do niedokończonej sukni nad którą pracuje już od pierwszego dnia. Tyle jeszcze do zrobienia, tyle poprawek, tyle krojów dołączyć trzeba, haft doszlifować. Jego dłoń gwałtownie zaczyna drżeć. Desperacko łapie ją wolną ręką, jednak nie jest w stanie zbyt długo się powstrzymać. Gwałtowny wymach łapiąc w powietrzu niewidoczną nitkę i następnie delikatne przykłada ją do swojego oka. Widzi ją... widzi jak pakuje swoje rzeczy, widzi jej niepewność, widzi jej frustrację oraz to jak szamoczę się z własną decyzją. A teraz poszła tam, choć jeszcze nie czas, choć jeszcze nie gotowe. A potem... a potem... śpiew?
Nawet nie zauważył kiedy opadł znów na deski, przykładając ucho do podłogi szamocząc kolejne nicie by wszystko usłyszeć. Jego oczy latały we wszystkie strony pogrążone w transie, podczas gdy reszta jego zmysłów łączyła się z elementami budynku oraz jego "sług" chwytając każdy szmer, każdy dźwięk.
Smutek. Niepewność. Zagubienie. Ból. Mrok. Świt? Zmiana? Wiatr. Biel? Dzień. Noc. Czerń. Wzrok. Tam? Gdzie. Tu. Ja.
Jego trans przerwany był nagłym zgromadzeniem się krwi w jego ustach i przełyku. Zaczął desperacko kasłać i kaszleć chcąc pozbyć się mazi z ciała. Nawet nie zauważył kiedy znów zaczął się przegryzać. Jego zęby tak bardzo bolały...
Wstał z podłogi po raz kolejny, podbiegając do stolika. Siłą zerwał korek z butelki mimo obleczone nim wosku i zaczął pić zawartość nowej mieszanki z wyjątkowo dobrym rocznikiem wina. Przez moment czuł ulgę jednak chwilę potem poczuł jak jego żołądek odmawia zawartości, zwracając wszystko co wypił.
Nie znowu... czemu znowu. Dotychczas zawsze to działało, nigdy nie miał takiego problemu! Tyle lat już to robi, tyle osób zdążył przerobić i wytrwać bez żadnych trudności. Dlaczego to już nie działa, co się dzieję!? To nie może się dziać! Jakim prawem wszystko ma runąć z powodu czegoś tak próżnego!? Wytrzymał tak długo, ma cały system, niezawodne metody, a jego ciało ma czelność odmawiać!? Czuł jak zgrzyta zębami z frustracji i głodu. Zataczając się podbiegł z powrotem do okna wbijając spojrzenie w blask płynący z wieży. Czuł ponownie jak żar roztacza się w jego ciele, jednak zbawienny efekt nie był w stanie pochłonąć tego uczucia które czuł. Jego oczy rozszerzyły się, dłonie rozłożył na boki i zmusił swoje ciało do rozluźnienia. Czy zrobił coś źle? Czy uraził Go w jakiś sposób? Czując jak jego nigdy nie naprawione gardło samodzielnie się otwiera, a z ust jego zaczęły wylewać się słowa.
I być dumny mogę z moich cnót
Obrócił się, ręką wskazując wokół siebie jakby chciał pokazać wszystko co zbudował przez lata, jak bardzo był w stanie odmawiać sobie wyrzeczeń przez te lata. Pomimo ociężałości w jego ruchach pojawiła się wrodzona gracja podążająca za każdym gestem.
Niż słaby i rozwiązły, ciemny lud
Spojrzał na ogrodzenie swej rezydencji. Wszystko co czyha za nią nigdy nie dostąpi oazy jaką wybudował. Tylko Ci nieliczni wybrani mogą tu ugasić swe pragnienie pasji i sztuki, a on wraz z nimi. Czuł, że rozpiera go duma przedstawiając to przed wieżą, jednak wtedy głód stał się silniejszy zginając go w pół. Wciąż słyszał w uszach echo piosenki, która zaczęła rozszarpywać jego wnętrzności.
A jej oczy drążą mnie na wskroś
Jego głos przepełniony żalem i pretensją, drżąc potężnym tenorem. Szarpnął za sznurki ponownie zaglądając nie-swymi zmysłami w tamte miejsce. Czuł jak ból ustępuje na chwilę tylko po to by powrócić silniejszy.
Jej rude włosy cudnie lśnią
Już nie wiem czy to ja, czy obcy ktoś
Zerwał więź uderzając wściekle kukłę obok siebie, której aparycji nie mógł teraz uznać, nie chciał widzieć i nie był w stanie. Manekin poleciał w stronę ściany łamiąc się w połowie z gruchotem. Spojrzał na swoje drżące dłonie unosząc je nad siebie, jakby nie rozumiejąc co czyni, jednak nie przestając śpiewać..
W mych żyłach czuję drżąc!
Jak może człowiekiem
Najgorsza władać z żądz!
Po raz kolejny spojrzał na Wieżę Białego Płomienia. Na jego oszalałej twarzy widać było desperację, a w głosie zaczął brzmieć błagalny ton.
Pół-elfie dziewczę to nieszczęście na mnie śle!
Ach, nie wiń mnie! Jeżeli Bóg
Silniejszym od człowieka diabła zrobić mógł!
Upadł na kolano niczym w geście modlitwy, jednak już po chwili zerwał się z miejsca lądując tuż przed stołem z makietą. Ręką odrzucił wszystkie figurki, które nie były teraz dla niego istotne zrzucając je częściowo na podłogę, częściowo na skrzynki okoliczne, a niektóre nawet łamiąc. Dzięki czemu na podeście koło schodów w makietowej sali balowej została tylko jeden model, przedstawiający kobietę w czerwono złotej sukni oraz włosami w kolorze krwi. Delikatnie, jakby nie chciał w żaden sposób uszkodzić modelu pomimo zniszczeniu prawie wszystkich pozostałych, uniósł je do góry kładąc je na środku makiety niczym na piedestale. Wpatrywał się nią z nieuzasadnionym ludzkimi normami spojrzeniem czując jak ból sukcesywnie rozrywa mu brzuch, płuca i inne części ciała, jak gdyby miały pęknąć jak balon. Wbił paznokieć w stół, a nagły niewielki krąg jaskrawych płomieni zaczął otaczać figurkę paląc przy okazji znaczną część makiety.
Nie pozwól żebym w męce tej miał żyć
I zniszcz Aryanne! Niech zazna ognia piekieł lub...
Dostając nagłego olśnienia co czyni chwycił gwałtownie palący się model, nie zważając na oparzenia. Gwałtownie ugasił wszelkie tlące się elementy na niej. Koniuszek jego "szponu" delikatnie przesunęło się po policzku.
Wtem poczuł nowe żyłki objawiające się w eterze. Zaskoczony tym faktem chwycił je spoglądając na nowo przybyły do rezydencji osoby. ONI? Tutaj? Teraz? Dlaczego? NIE TERAZ! DLACZEGO TERAZ! Czemuż tą chwilą, czemuś nie choć trochę później!?
Wciągnął głęboko powietrze i wypuścił, wmawiając sobie, że to go uspokoi. Pomogło trochę.
Spojrzał się na rozszerzający się płomień ogarniający pomału całą makietę. Zacisnął dłonie na modelu i sięgnął w ogień efektywnie raniąc swoje ramię, rękaw koszuli.
To twój Aryanno los
Ulegniesz to istniej
A nie, to idź na stos!
Zaciśnięta dłoń rozluźniła się zrzucając w szalejący płomień figurkę przedstawiającą pół-elkę, niczym kamień rzucony w morską otchłań, szybko znikając w płomieniach. Następnie odsunął się do tyłu na krok. Czuł ból. Czuł obowiązek. Czuł Biały Płomień. Czuł głód. Czuł frustracje. Czuł piękno. Czuł złość. Czuł radość. Czuł ropacz. Czuł... strach.
Kolejny krok w tył, oczy wpatrzone w niszczący i zaiste piękny ogień, imitacje cudownego Strażnika Nimnaros, a jednak symbolicznie satysfakcjonującym. I przytłaczającym. Zasłonił twarz, spoglądając teraz spomiędzy palców.
Kolejny krok w tył i stop. Przytłoczony wszystkimi uczuciami zaczął czuć się bardziej sobą niż kiedykolwiek. Bezład i chaos jaki nim zawładnął zdawał się być tak wielki, jak jeszcze nigdy i jeszcze nigdy, tak jak teraz, nie czuł się tak blisko odzyskania czegoś co stracił. Jego rozrzucona, rozszarpana aura rozstawiona niczym sieć na każdą osobę i każde miejsce w całym tym miejscu, zaczęła gwałtownie odrastać i tętnić niewytłumaczalnym życiem. Życiem, któremu mu tak brakowało.
Niczym bijące serce, jego aura rozszerzała się i malała rytmicznie budząc w nim coś co nigdy nie powinno się przebudzić. Wystawił dłoń przed siebie zgniatając, wyginając i transmutując chaotyczny Eter jaki się zebrał przez niego i oczyszczając go w czystą energię, którą omiótł płomień, manipulując nim.
Ostatnie słowo kończące jego pieśń przeciągnął potężnie wręcz wykrzykując z siebie. Ogień pochłaniające makietę oderwał się od swojego źródła i zgodnie z jego ruchami oraz wolą zaczęły zwijać się, maleć, przekształcać się, formując z siebie zupełnie nowe "płonące" sznurki. Na jego ustach zagościł jego nadzwyczaj szeroki uśmiech.
Ja lub ogień.
Czas się przyszykować na gości...
Re: Rezydencja Alffiego
-
Dahlien 24. Eresmes, 4. ES, Zmierzch
- Posty: 1067
- Rejestracja: 2022-02-26
-
Karta postaci:
Aryanna Janon
Re: Rezydencja Alffiego
- Aryanna mówisz?! Cóż za cudowne imię dla artystki! Jeszcze raz miło mi cię poznać. Tak jak mówisz, Ludwig nadał mi tytuł Delfiny ponieważ jak mówił, mój głos odbija się nawet przez bezkres Kai! Oczywiście to wielkie hoonui, ale nadal uważam, że było to urocze z jego strony! - Wypowiedziała się kobieta, wyraźnie chcąc prowadzić rozmowę z Bardką. Być może dlatego, że chciała ją lepiej poznać. Być może dlatego, że lubi rozmawiać z utalentowanymi śpiewakami oraz fanami. Albo może dlatego, że Danfur ewidentnie wbijał w nią swoje krytyczne spojrzenie, jakby oczekując wyjaśnień. Żeby dodatkowo urozmaicić ten widok, Pan Borsuk stanął tuż obok swojego prawowitego Właściciela i także wgapiał się w Delifnie z założonymi łapkami na biodrach. W między czasie też zerknął w stronę Aryi i unosząc zaciekawiony łepek pomachał do niej sympatycznie tak by nikt nie zobaczył.
- Dobrze wiesz Łucjo, że taka postawa jest nieodpowiednia. Mamy wyciągnąć piękno i rozpacz zwiastujący nadejście wielkiego snu ziemi, zimy życia, a ty przez cały czas się uśmiechasz co ruinuje całą historię. Nie wspomnę już o wydźwięku... - Powiedział krytycznie Elf do swojej towarzyszki, gromiąc ją swoim spojrzeniem, która ta starała się z całych sił ignorować. Kiedy w końcu odwrócił wzrok w centrum jego uwagi stanęła Arya do której zbliżył się na dystans 3 kroków. Następnie wykonał on gest przypominający jakąś formę przywitania się, jednak wyglądał dość egzotycznie. Układając dłonie na swojej klatce piersiowej po stronie serca, przeciągnął je w poziomie aż wyszło poza linie jego ciała, gdzie zagięły się niczym w ukłonie.
- Mae Govannon Aryanno Janon. Zaprawdę zwą mnie Leśnym, gdyż tytuł ten ma przypominać miastowym o urokach gajów mojego ludu. Widzę też, że częściowo twojego Skittari. Moim pełnym imieniem będzie Danfur Rihst Malakar. Jaki jest zatem twój rodowód naszej krwi? Nazwisko twe bowiem nie zwiastuje ojca jako członka rodów. Ni miasta naszego o tej nazwie nie znam. Zatem twoja matka. Proszę podziel się ze mną jej godnością. Jest to dla mnie niezwykle ważnym czy przypadkiem nie należy jak ja do Malakarów. - Oznajmił dźwięcznie wpatrując się w nią ze stoickim spokojem, który był dość przytłaczający gdy był tak blisko i patrzył się z góry.
Loki zaś w tym czasie zeskoczył z dłoni Aryi i pobiegł do pana Borsuka zaczepiając go, na co ten westchnął i zaczął rzucać liskowi po kątach salonu przekąski, które wyjmował z kieszeni. Wyglądało to tak, jakby Borsuk tresował liska jednocześnie zajmując go swego rodzaju zabawą.
Re: Rezydencja Alffiego
-
Dahlien 24. Eresmes, 4. ES, Zmierzch
- Posty: 1067
- Rejestracja: 2022-02-26
-
Karta postaci:
Aryanna Janon
Re: Rezydencja Alffiego
- A więc nie należała do Malakarów. Rozumiem. Jej odejście zasmuca moją duszę. Tak niewielu z nas pozostało z Tinii. Łączę się z twoją stratą Skittari. - Powiedział swoim pięknym elfickim głosem po czym odsunął się od swojej rozmówczyni i podszedł w stronę ściany na której oparł się plecami, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Prócz tej jednej reakcji, którą z siebie wyzwolił, odczytanie co czuje i myśli Danfur nie należało do najłatwiejszych. Zarówno jego mowa ciała jak i słowa były nad wyraz opanowane, jakby nie chciał by najmniejsza emocja ulatywała z niego. Czy wszystkie Elfy tak mają? Czy może po prostu Danfur swoje przeżył i tak nauczył się zachowywać?
Pan Borsuk widząc swojego właściciela podbiegł do niego bliżej i zaczął mu się przyglądać, kładąc mu łapkę na nodze trochę tak jakby chciał go pocieszyć.
Gdy Leśny odsunął się, dość szybko na jej miejsce pojawiła się Delfinia, która szybko przysunęła się do niej od boku i założyła rękę na ramieniu, zupełnie jak męscy kumple mają tendencję do takich gestów. Będąc tak blisko Arya mogła wyczuć nosem mieszankę perfum z mocnym akcentem na słodki zapach jakieś orientalnego owocu. Łucja uśmiechnęła się, co zresztą robiła dość nagminnie i zagadała do Bardki.
- To może opowiesz coś o sobie? Ludwig cię dorwał w swoje lima, to oznacza, że musisz mieć w sobie mieć coś naprawdę nui! Już mogłam usłyszeć jak śpiewasz i twoja barwa głosu jest naprawdę... naprawdę u'i! Już się bałam, że Gospodarz znajdzie następnego ʻehaʻeha jak Danfur, jednak widzę, że się myliłam, co mnie bardzo cieszy! To opowiadaj. - Rzekła śpiewaczka, a jej specyficzny ciepły akcent nieco przeszkadzał w poprawnym zrozumieniu jej słów.
W tym czasie Loki nadal próbował zaczepić Borsuka, jednak nie czuł się bardzo komfortowo by zbliżać się do Elfa więc co podchodził bliżej to odskakiwał do tyłu przy najmniejszym geście, a potem znowu podchodził i odskakiwał. Do przodu i do tyłu. Trwało to dłuższą chwilę nim Lisek sobie odpuścił i podbiegł usiąść sobie koło kominka.
Re: Rezydencja Alffiego
-
Dahlien 24. Eresmes, 4. ES, Zmierzch
- Posty: 1067
- Rejestracja: 2022-02-26
-
Karta postaci:
Aryanna Janon
Re: Rezydencja Alffiego
Dopiero gdy Borsuk zostawił kolano Leśnego w spokoju, ten odchrząknął i odezwał się do Bardki.
- Przykro mi, ale nie znam tej kobiety. - Powiedział nieco ciszej, a w głosie jego można było wyczuć nutę oschłości, kontrastującą z jego standardową melodyjnością. Po tych słowach zamilkł, nadal podpierając ścianę co nuż spoglądając na drzwi do salonu, jakby oczekując lada moment, że się otworzą.
W między czasie Łucja nie odstąpiła Aryie nawet o krok, tak zresztą jak przewidywała. Z zaangażowaniem słuchała opowieści dziewczyny, a na jej twarzy można było zobaczyć szczere zainteresowanie jej historią. Ciężko powiedzieć czy była to wyćwiczona etykieta rozmów, talent aktorski czy faktycznie ją to interesowało, jednak efekt był zdumiewający. Aż chciało się jej mówić jeszcze więcej i szczegółowo gdy dopytywała się i reagowała ewidentnie wsłuchana w rozmowę.
- Och kochana jesteś zaprawdę kompasem talentów! Wygląda na to, że możesz udać się w każdym kierunku sztuki i się w nim odnaleźć. Jak Bardka istna, no nie powiem sama kiedyś tak miałam jak ty. Och gdyby nie muzyka nigdy nie odnalazłabym w sobie odwagi by być sobą, by uwolnić swoje prawdziwe Leo! Jestem pewna, że rozwiniesz skrzydła na cały Nimnaros, co tam nimnaros, na całą dolinę Toledain! Nie mogę się doczekać wspólnych prób! - Powiedziała wręcz krążąc wokół dziewczyny niecałe pół kroku od niej, przejeżdżając dłońmi po jej ramionach, poprawiając włosy oraz zagięte elementy ubioru oraz pozwalając też sobie przejechać palcem po jej elfickim uchu z wyraźnym zadowoleniem. Wygląda na to, że Delfinia także nie ma nic przeciwko wobec mieszańców podobnie zresztą jak Herra. Na koniec tego damskiego osaczenia z jej strony Arya zdała sobie sprawę, że dostała coś na nadgarstku czego wcześniej nie miała. Zawinięte błękitnym rzemykiem, małe morskie muszelki. Nie wiadomo w którym momencie Łucja jej to założyła, a gdy Czerwonowłosa spojrzała się pytająco na nią ta jedynie mrugnęła przyjaźnie.
Wtem wrota do salonu otworzyły się, a do środka wkroczyła postać będąca oczekiwanym przez wszystkich gospodarzem.
Ubrany w przepastną kremową koszulę z szerokimi rękawami, które zostały ukrócone w miejscach przy łokciu oraz w połowie przedramienia dla lepszej funkcjonalności. Zarówno luźne mankiety jak i szeroki kołnierz były zakończone falbanami. Na przedramionach miał złote aksamitne rękawiczki wykonane z cienkiego materiały, które zachodziły mu jedynie przez pierścień na środkowym palcu u obu dłoni. Jadeitowa kamizelka zapinana trzema złotymi guzikami, na których można było dostrzec wygrawerowaną ikonę podzielonego na wiele części koła. Na ramionach zarzuconą miał purpurową, elegancką pelerynę, która przypięta była złotym łańcuszkiem. Wygodne kremowe spodnie niczym dzwonki, której wewnętrzna część została odsłonięta ukazując biało-niebieskie pończochy, typowe dla arlekina. Czerwone butki z dodatkowym podkuciem niczym wisienka zwieńczająca to na przysłowiowym torcie. Włosy zaś związane dziś były pastelową chustką tworząc bardziej bujny i rozłożysty kucyk, niczym jego dzisiejszy ubiór. Pióropusza brak.
Dodatkowo warto wspomnieć, że jego dzisiejszy cień do oczu nie był standardowo brunatny, lecz wymalowana czerwień podchodziła pod pastelowy odcień. Reszta jego arelkinowej, uśmiechniętej charakteryzacji nie uległa zmianie.
Alffie objął wzrokiem pomieszczenie. Jego spojrzenie wpierw objęło okiennice oraz fortepian, a następnie zaczęły przesuwać się po znajdujących się w salonie gościach. Wpierw padło na Danfura, który raptownie odbił się od ściany by stanąć w pełni wyprostowany, witając się gospodarzem ukłonem pełnym gracji. Alffie kiwnął mu jedynie głową niewzruszony. Tej nocy jego postura wydawała się być Aryannie nienaturalnie sztywna, choć jego drobne dłoni ruchy oraz sposób w jaki się poruszał były dość płynne.
Następną osobą na które padło jego spojrzenie była Łucja, która też zdała się odsunąć do Aryi jakby pragnąc zbliżyć się do samego gospodarza jednak po dwóch krokach zatrzymała się, a na jej twarzy widać było zawahanie gdy jego zimne zielone oczy wbiły się w czarnoskórą. Delfinia dygnęła do niego serdecznie, na co Aldonzo odpowiedział witającym gestem dłoni, dość oficjalnym. Jego twarz pozostawała jednak niezmienna, bez wyrazu mimo krzykliwego makijażu i stroju.
Na koniec padło na Arye.
Zieleń.
Przeszywająca jak ostrze, jakby było w stanie rozerwać każdą warstwę jej tajemnic, każdą myśl, każde uczucie. Przenikający ją wzrok gospodarzy uwiązł się na niej przez krótką chwilę, która zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Dało dostrzec się w nim reakcje, niewielką. Wręcz niezauważalną, ale nie dla Aryanny. Dostrzegła bowiem jak koniuszek jego ust zadrżał na jej widok. Na chwilę, na ledwo moment.
- Widzę, że wszyscy już są. Możemy zaczynać. - Powiedział, a jego lekko zachrypnięty głos zdawał się być pozbawiony większych emocji, może nawet i sił. Mimo to wypowiadał słowa wyraźnie i tak by wszyscy go zrozumieli. Odwrócił wzrok od Rudo-włosej i dopiero kiedy to zrobił Arya mogła wziąć z powrotem powietrza w płuca. Nawet nie zdała sobie sprawy, że przez ten cały czas miała wstrzymany oddech.
Aldonzo przeszedł się po pomieszczeniu kierując się w kierunku swojego fotela. Nie śpieszył się, a w tym czasie jego uczniowie wykorzystali moment by usiąść na sofach koło stolika. Danfur po lewej stronie od fotela, Łucja od prawej, a Loki oraz Pan Borsuk z tyłu
tuż koło kominka, gdzie dwójka przewodników postanowiła się ogrzać przy żarze trzaskającego ognia.
Alffie usiadł na swoim miejscu, niczym jak na tronie, zamaszystym ruchem odrzucając pelerynę na bok tak by jej nie pognieść przy spoczynku. Wzrokiem błądził po pomieszczeniu, rozglądając się po miejscach i rzeczach pozornie nieistniejących. Ostatecznie jednak jego spojrzenie powróciło i skupiło się na swoich drogich uczniach.
- Leśny. Delfine. Rad jestem, że was widzę. Przygotowania trwają pełnym natężeniem i wasz wkład w zbliżający się Bal Przedświtu jest niezbędny. Widzę też, że dane było wam poznać Panne Aryanne Janon. Cieszy mnie to. - Jego głos zdawał się być równie stoicki co u samego Elfa, jednak sposób w jaki wypowiedział pełne imię Pół-elfki miało wyraźny melodyjny wydźwięk.
- Wkrótce przejść będziemy musieli do intensywnych prób. Do tego koniecznym będzie nam zdobycie kogoś kto podjąłby na swoich barkach repertuar Ciemiętnicy. Uważam, że Aryanna jest idealnym kandydatem na to stanowisko.
Dłonie Esposito uniosły się z oparć, a palce jego rozszerzyły się lekko jeszcze lepiej prezentując jego wymalowane, niezwykle długie paznokcie, które nadal jakby na to nie patrzeć, wydawały się być bardzo ostre. Następnie ręce zaczęły zbliżać się niczym w spowolnionym tempie w swoją stronę, aż palce jego dłoni nie skrzyżowały się między sobą. Z tak właśnie złączonymi dłońmi, gospodarz rzucił swoje spojrzenie w stronę Aryi i tam ono zawisło. W między czasie Danfur oraz Łucja zaczęli opowiadać o swoich pierwszych wrażeniu z dziewczyną czyli tak naprawdę to co czują teraz. Jednak ciężko było dobrze zrozumieć co mówili... dlaczego? To już dziewczyna sama najlepiej wiedziała.
Re: Rezydencja Alffiego
-
Dahlien 24. Eresmes, 4. ES, Zmierzch
- Posty: 1067
- Rejestracja: 2022-02-26
-
Karta postaci:
Aryanna Janon
Re: Rezydencja Alffiego
Jego spojrzenie urwało się w końcu, spoglądając na Danfura. Elf natychmiast wyprostował się mimo, że już wcześniej był w pozycji wyprostowanej czekając na to co powie jego nauczyciel. Zaczęli wymieniać między sobą spojrzenia, zupełnie jakby mogli porozumiewać się bez słów lub po prostu chcieli między sobą dać coś do zrozumienia. Ciężko było powiedzieć co miało tu miejsce.
- Leśny przyjdź jutro. Przedstawisz Aryannie wszystko co powinna wiedzieć. - Odezwał się w końcu Alffie i choć mówił cicho niczym szeptem, nie było mowy by go nie usłyszeć. Danfur zerknął w stronę Pół-elki i kiwnął głową w jej kierunku na zrozumienie.
Następnie Arlekin odwrócił głowę w kierunku swojej ciemnoskórej uczennicy, która uśmiechnęła się szeroko do niego. Już chciała się odezwać, jednak Aldonzo uniósł do góry dwa palce w geście uciszenia, co najwyraźniej poskutkowało.
- Delfine. Potrzebuje byś złożyła jutro wizytę do Rozjemców. Muszę wiedzieć jaka w końcu jest ich decyzja. Wiem, że ty poradzisz sobie z tym zadaniem najlepiej. - Powiedział, a jego słowa widać, że sprawiły nie małą radość dla Łucji. Zdawało się, że czegokolwiek by nie powiedział, to ona by się ucieszyła z jego słów, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie.
Wstał. Jego ruch nadal był płynny, choć ciało zdawało się być sztywne. Niespiesznymi krokami podszedł w stronę kominka odwracając się plecami do wszystkich zebranych i podchodząc do odpoczywających przewodników.
- Wasza niespodziewana wizyta jest zawsze mile widziana. Idźcie już. Chciałbym rozpocząć lekcję. - Powiedział do dwójki swoich "prymusów", na co Ci wymienili między sobą spojrzenia i poszli w stronę wyjścia. Wychodząc Danfur zaprezentował gestem dłoni coś co można by zaprezentować jako "do zobaczenia", a Łucja uściskała na pożegnanie Arye, dając jej jeszcze całusa w policzek gdy się tego nie spodziewała. Po tych krótkiej wymianie uprzejmości drzwi do salonu się zamknęły, a w salonie pozostała jedynie Bardka, Alffie oraz przewodnicy. Widać było, że Pan Borsuk wyraźnie się zafrasował gdy Danfur zaczął opuszczać pokój jednak nie pobiegł za swoim panem spoglądając jedynie pytająco do Esposito.
Ten nie poruszał się, nadal tkwiąc plecami do dziewczyny.
Re: Rezydencja Alffiego
-
Dahlien 24. Eresmes, 4. ES, Zmierzch
- Posty: 1067
- Rejestracja: 2022-02-26
-
Karta postaci:
Aryanna Janon
Re: Rezydencja Alffiego
Początkowo stał niczym niewzruszony posąg. Jakby wszelkie troski i problemy nie docierały do niego. Światło kominka rzucało światło na jego figlarną sylwetkę, tworząc przeciągły cień wibrujący po dywanie salonu. Gdyby ktoś zobaczył go po raz pierwszy, mógłby autentycznie dojść do wniosków, że napotkał jakiś marmurowy twór przebrany w pastelowe ubrania.
Jego barki i klatka zaczęły unosić się do góry. Palce jego dłoni zadrżały. Jego klatka zaczęła opadać, słychać było cichy świst jak przy wypuszczania powietrza. Jego szyja wraz z głową lekko przekręciła się w lewo i w prawo. Uniesienie się klatki piersiowej. Głowa przesunęła się nieco w górę, a potem w dół. Opadnięcie klatki. Wdech, wydech, wdech, wydech.
W tym czasie Loki wstał z dywanika koło kominka i zaczął wpatrywać się w arlekina z wyraźnym zaciekawieniem. Parę razy pociągnął nosem, jakby wyczuł coś interesującego, jednak nie ruszał się z miejsca trochę tak jakby nie wiedział za bardzo co robić. Zaś Pan Borsuk poprawiał swoje ubranko, wpatrując się w swoje własne łapki, jakby przejmował się ich stanem. Najwyraźniej albo nie rozumiał, albo zwyczajnie nie słuchał rozmowy tej dwójki. Ciężko było odkryć co potrafił, a co nie. Z korytarza można też było usłyszeć jeszcze przez moment głosy Danfura i Łucji, a potem wyraźny dźwięk zamykanych drzwi frontowych symbolizujący, że uczniowie opuścili Rezydencje. Wtem ciało Alffiego gwałtownie się ruszyło i... upadło na ziemie. Nie był to jednak czyn bezwładny. Bardziej przypominało to teatralny upadek, po którym gospodarz wylądował na plecach.
- No w końcu poszli. Wreszcie trochę swobody! Nie spodziewałem się ich wizyty przynajmniej przez następny tydzień!
Na twarzy Ludwiga widniał szeroki uśmiech, a jego wyraz twarzy wskazywał na ogromną ulgę. Zupełnie nie przypominał osoby, która jeszcze parę minut temu siedziała niczym głaz na fotelu, okalając wszystko swoim zimnym wzrokiem. Jego upadek wywołał gwałtowną reakcję Pana Borsuka, który podbiegł do niego przestraszony i złapał za rączkę, jakby chciał sprawdzić czy wszystko z nim w porządku. Podobną, lecz jednak w innych intencjach, reakcję miał też Loki, który podszedł bliżej obwąchując leżącego, ciekawy dlaczego on tak nagle leży. Alffie złapał zarówno Borsuka jak i Lisa pod pachę, a następnie uniósł nogi do góry w gimnastycznej pozie by raptownie wstać metodą "sprężynki".
Skocznym krokiem poszedł w stronę fortepianu, trzymając nadal przy sobie dość skonfundowane zwierzęta. W jego zachowaniu aż tryakał wigor oraz niewidziana jeszcze u niego swoboda. Szeroki uśmiech zdawał się być znacznie bardziej naturalny, pomimo nad wyraz podkreślającego go makijażu. Czego nie można powiedzieć o zszokowanej minie Borsuka i skołowanym wyrazie pyszczka Lokiego. Gdy już podszedł do instrumentu, Arlekin wykonał jeszcze figlarny piruet i postawił na taborecie Pana Borsuka by miał dostęp do klawiszy. Następnie pochylił się do niego głaskając go czule za uszkiem i składając na jego futrzanej główce całusa, na co ten zadrżał zaskoczony całą sytuacją.
Odstąpiwszy od Przewodnika Danfura, Alffie skierował się w stronę fotela. Postawił na nim liska, którego zdążył jeszcze obrócić w dłoniach niczym piłkę, po czym zaczął głaskać/drapać i jego. Loki zaczął wydawać z początku oburzone dźwięki za to, że został potraktowany jak jakiś przedmiot tak bez szacunku żadnego. Jednak po chwili zaczął przymykać oczka, bo był pieszczony w miejscach, które bardzo mu odpowiadały. Na koniec gospodarz wyjął spod wgłębienia w fotelu coś co wyglądało na aksamitny/wysokiej jakości kocyk, którym przykrył całego zwierzaka. Loki kręcił się pod nim jak kot kilka razy i wystawił łepek zadowolony, patrząc się z pod niego teraz na wszystko. Nie wyglądało by zamierzał z tego sam wychodzić, chyba mu było wygodnie.
Na koniec Alffie zwrócił się do Aryi. Podszedł do niej bliżej stawiając komicznie wielki, jednak zręczny krok i wpatrzył się w nią. Zamiast jednak mrożącej i przeszywającej zieleni, Bardka mogła dostrzec drobne iskierki w jego oczach, jak u kogoś przepełnionego życiem i chęciami. Z innych rzeczy jakie mogła zauważyć to, że jego biały podkład nieco się rozmazał w okolicach kości policzkowych. Ciężko powiedzieć czy to przez złe nałożenie, czy może jego gwałtowne skoki. Spod podkładu można było dostrzec wyraźne ślady zaczerwienienia jak przy zgrzaniu się. Również wartym wspomnienia było, że mrugał częstszymi interwałami niż zwykle, przypominając nieco zachowanie kotów, które czynią tak gdy czują komfort.
- Teraz gdy zostaliśmy sami, możemy w końcu zacząć naszą lekcję. Trzeba kuć talent, póki gorący! Nocy tej miały być tańce i zaprawdę powiadam, że będą one. Pozwól zatem, że poprowadzę cię w kroki świata walca. - Powiedział, a jego głos brzmiał już znacznie lepiej niż jeszcze nie dawno, pozbywając się jego uporczywej chrypki. Następnie pstryknął palcami na co Borsuk głośno westchnął, poprawił swój kapelutek oraz rękawy i zaczął grać bardzo rytmiczną, nieco skoczną melodię.
Arlekin wykonał pełny skłon w kierunku swojej uczennicy, a potem podniósł się do góry, wyciągając teatralnie dłoń w jej kierunku w zapraszającym geście. Z uśmiechem na ustach i z lekko przekręconą głową, patrzył się na nią oczekując jej reakcji.
- To jak Aryanno? Zatańczymy?
Re: Rezydencja Alffiego
-
Dahlien 24. Eresmes, 4. ES, Zmierzch
- Posty: 1067
- Rejestracja: 2022-02-26
-
Karta postaci:
Aryanna Janon
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość